Weszłam do szkoły, nic się nie wydarzyło, na korytarzu panował mały chaos, wszyscy stali przy szafkach wyciągając książki lub zwyczajnie rozmawiając. Podeszłam do swojej szafki, wyciągnęłam potrzebne książki, a następnie ruszyłam w kierunku klasy. Jak zwykle, lekcje zaczynały się od 20-minutowych spotkań organizacyjnych.Usiadłam w mojej ławce, przywitałam się z dziewczynami. Justina jeszcze nie było, nie było też Amandy i Janelle, które tak bardzo komplikują mi ostatnio życie. Miałam nadzieję, że nie będę musiała dziś na nie patrzeć, ale niestety za chwilę się pojawiły. Usiadły niedaleko siebie, nic nadzwyczajnego, spojrzałam w kierunku Grace, która uśmiechnęła się cicho w celu pocieszenia mnie.
Gdy odwróciłam wzrok zauważyłam Justina i Jacka, siadających w ławkach, cicho wypuściłam powietrze. Była nadzieja aby nie dowiedział się o niczym, jednak nie wiedziałam jak duża. Grace powiedziała mi, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji jest milczenie, nie przejmowanie się tym.
Po chwili w klasie pojawił się nauczyciel i rozpoczął sprawdzanie obecności.
- Przypominam, że powinniście już wybrać zajęcie pozalekcyjne, na które chcecie chodzić. Na korytarzu znajdują się listy, na które możecie się wpisać - poinformował nauczyciel.
Przy tablicy stało zbyt wiele ludzi, jednak bardzo chciałam zobaczyć co na niej jest, w poprzedniej szkole, było coś takiego jak klub designu, mogłam projektować ubrania, stroje, uczyłam się szyć i projektowałam wnętrza w Sismach, całkiem fajne zajęcia.
W końcu dotarłam pod tablicę, wybór zajęć był duży, nie mogłam narzekać. Wędrowałam wzrokiem po listach, było ich około 20: klub fotograficzny, sztuki walki, koszykówka, piłka nożna, futbol, bejsbol, lekkoatletyka, zajęcia teatralne, muzyczne, literackie, naukowe i wreszcie projektowanie. Wzięłam do ręki mazak i wpisałam swoje nazwisko na listę, na której było już pare osób. Świetnie, nowe znajomości mi się przydadzą.Odeszłam szybko od tablicy i ruszyłam w stronę klasy.
Przez wszystkie lekcje byłam bardzo podekscytowana zajęciami z projektu, więc nie miałam czasu pomyśleć o Justinie. Czasami dawałam się ponieść emocjom, ale tym razem na to nie pozwoliłam.
Spokojnie poszłam na zajęcia, które odbywały się 2 razy w tygodniu. Wchodząc do klasy, w której jeszcze nigdy nie byłam, rzuciłam krótkie "cześć" i usiadłam w ławce. Tak jak myślałam, nikogo nie znałam. Przyglądałam się każdemu uważnie, najwięcej było dziewczyn, ale chłopaków nie brakowało.
- Cześć - do klasy weszła młodo wyglądająca nauczycielka o jasnobrązowych włosach i drobnej figurze. Była ubrana w czarną ołówkową spódnicę i białą koszulę, która o dziwo nie prześwitywała. Można by uznać ją za uczennicę, ale nie nosiła ona mundurka. To dzięki temu szybko stwierdziłam, że nią nie jest.
- Widzę trochę nowych twarzy - uśmiechnęła się bardzo ładnie do każdego z nas - lepiej się przedstawię, nazywam się Lilian Webster. Skończyłam Otis College of Art and Design w Los Angeles, ale uczę w szkole. Pracuję na 2 etaty, tutaj jako nauczyciel i w firmie mojej mamy, gdzie projektuję ubrania - powiedziała śmiejąc się przy tym - teraz wasza kolej.
- Jazmyn Bieber - powiedziała dziewczyna z pierwszej ławki, przykuwając od razu moją uwagę. To prawie na pewno była siostra Justina.
- Tracy Kittinger.
- Christopher Davis, ale wolę Chris.
- Kevin Bailey.
- Alexandra Sanchez.
- Juliet Adams - przedstawiłam się szybko.
- Andrew Butts.
- April Patton.
- Okej, teraz możemy zacząć coś robić. Dzisiaj skupimy się na rysowaniu modelek i modeli, nie jest to bardzo trudne, ale trzeba mieć wprawę, więc nawet jeśli to potraficie, poćwiczcie trochę - powiedziała pani Webster, po czym zaczęła rysować to na tablicy czarnym markerem - najważniejsze jest aby utrzymać odpowiednie proporcje. Modelka powinna być smukła i wysoka, nie ryzujcie im twarzy, tylko kształt ciała!
Model jest trochę trudniejszy, także powinien być szczupły, ale trochę szerszy od modelki i mieć te barki - zaśmiała się cicho.Na prawdę miło mi się jej słuchało, była przemiłą kobietą. Chodziła po klasie oglądając nasze poczynania, nie miałam większych problemów, gdyż robiłam to już wcześniej, ale ćwicząc to na tej lekcji, zauważyłam sporą poprawę.
- Wybierzcie najlepszy rysunek i zaprojektujcie na nim jakieś ubranie. Daję wam dziś wolną rękę. Projekty mają być gotowe na następne zajęcia - i na tym zakończyły się pierwsze zajęcia.
Otwierając swoją szafkę zauważyłam Jazmyn, dosłownie pare metrów ode mnie miała swoją szafkę.
- Hej - uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć -odwzajemniła mój uśmiech - muszę już iść, do zobaczenia na następnych zajęciach.
- Pa - dziewczyna szła szybkim krokiem do wyjścia, z kolei ja się w ogóle nie śpieszyłam.
Będąc na schodach zauważyłam tylko jak dziewczyna wsiada do jakiegoś drogiego auta. Ja wracałam na piechotę, droga do domu zajęła mi tylko 10 minut, ale zdążyłam przemyśleć parę spraw.
- Już jestem - krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.
- Cześć kochanie, jak było w szkole? - zapytała mama.
- Dobrze, zapisałam się na zajęcia z designu - odpowiedziałam, po czym weszłam po schodachPołożyłam swoją torbę na ziemi, gdy nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa, podniosłam ją z powrotem i wyciągnęłam telefon.
Nagrania jeszcze nikt nie widział i nikt nie zobaczy pod jednym warunkiem.
- Boże - westchnęłam po czym odpisałam:
Jakim? Od razu mówię, że nie dam sobie ręki uciąć, ale wolę żeby nikt tego nie zobaczył.
Nie dostałam odpowiedzi.
Jestem beznadziejna, niby mam pomysły, ale gorzej jest z pisaniem... Ale nie poddam się tak łatwo, muszę przecież gdzieś nabyć to doświadczenie.
Co sądzicie? Wiem, strasznie krótki, ale gdy fabuła się rozkręci, rozdziały będą dłuższe. To już niedługo.
A i prawie bym zapomniała: Drew Love, dzięki za komentarze :) Jesteś chyba moim pierwszym czytelnikiem. Bardzo mi miło, kiedy widzę chociaż 1 komentarz pod rozdziałem :D Dopiero zaczynam i ten 1 komentarz zawsze sprawia mi wiele radości.
Right Here
niedziela, 20 kwietnia 2014
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 2 - Zauroczenie
Drugi dzień w szkole miał być lepszy od pierwszego. Znałam już pare osób, ale wciąż byłam przecież nowa. Otworzyłam swoją szafkę po raz pierwszy tego dnia i wyciągnęłam książkę do biologi, lecz przed biologią miałam jeszcze 20-minutową lekcję z wychowawcą, którym był mój nauczyciel matematyki. Usiadłam blisko Grace. Niedaleko siedziały także Rachel i Laurie. Z przodu usiedli Justin i Jack. Ten pierwszy miał na nosie nowe okulary.
Nauczyciel mówił o sprawach organizacyjnych, a ja wcale go nie słuchałam. Cały czas zerkałam na Justina, nie wiem dlaczego, ale zauroczył mnie. Pisał coś w zeszycie, był leworęczny. Co prawda widziałam tylko jego plecy i tył głowy, ale to mi zupełnie wystarczało. Nie pierwszy raz zauroczyłam się w kimś, zdarzyło się to parę razy, w końcu jestem nastolatką.
- Julie! - usłyszałam głos Grace.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz?
- Nie, sorry, znaczy ja się zamyśliłam.
- To o czym tak myślisz?
- Potem ci powiem, ok? - musiałam jej powiedzieć, ale to nie był odpowiedni moment na to.
- Ok - za to ją lubiłam, zawsze była dla mnie wyrozumiała, i mimo że krótko się znałyśmy, ona była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.
Potem szybko poszłyśmy w kierunku klasy biologicznej, dziewczyna ostrzegła mnie przed nauczycielką uczącą tego przedmiotu, podobno czepiała się każdego i wszystkiego.
Usiadłam w trzeciej ławce, jak na wszystkich lekcjach i czekałam cierpliwie na nauczycielkę. Nagle do klasy wszedł Justin i Jack, od razu przykuł moją uwagę, był taki spokojny. Usiadł tym razem w drugiej ławce, przede mną! Starałam się zachować spokój, lecz nie było to proste. W środku krzyczałam.
- Dzień dobry - powiedziała nauczycielka, wchodząc do klasy i zamykając drzwi - otwórzcie książki na stronie 54 - usiadła przy biurku. Przyjrzałam się jej dokładniej, miała ona blond włosy i niebieskie oczy ukryte za okularami. Miała około 50 lat, nie więcej.
-Hormony to związki chemiczne wytwarzane w gruczołach dokrewnych, które regulują pracę wszystkich narządów, wymieni ktoś nazwy wszystkich gruczołów? - zgłosiła się tylko Rachel.
- Przysadka, tarczyca, nadnercze, trzustka i jądro lub jajnik.
- Bardzo dobrze. Najważniejszą funkcję pełni przysadka, pobudza ona podziały komórek, dzięki czemu rośniemy. Przysadka wytwarza także hormony tropowe, które wpływają na pracę innych gruczołów.
Lekcja zdawała się być bardzo długą, cały czas słuchałam nauczycielki, z resztą jak reszta klasy.
Jednak reszta lekcji minęła bardzo szybko, i za nim się obejrzałam była już przerwa obiadowa, na której siedziałam z dziewczynami przy jednym stole.
- Jack cały czas się na ciebie gapi - powiedziałam Grace.
- Wiem, ale niech on zrobi pierwszy krok, ja nie będę się ośmieszać - stwierdziła.
- Słusznie - powiedziała Rachel.
- To oznacza, że on tobie też się podoba? - zapytałam, uśmiechając się.
- No... tak, chyba tak, ale nawet go nie znam. Rzadko z nim rozmawiam i w ogóle.
- Czyli chciałabyś być z nim? - dociekałam.
- Szczerze? Tak, to chyba normalne, że podoba mi się jakiś chłopak, ale myślę, że to on powinien zrobić pierwszy krok.
- Rozumiem, w końcu jesteś dziewczyną, ale co jeśli on nic z tym nie zrobi?
- Nic, znajdę sobie lepszego - zaśmiała się - mamy dopiero 17 lat, a chłopaki potrafią być niezłymi dupkami w tym wieku.
-Mądrze gadasz - stwierdziła Laurie.
- A ty już zauważyłaś kogoś, Julie? - zapytała Grace.
- Tak... znaczy nie do końca, nie - zaczęłam się denerwować i zastanawiać czy na pewno mówić im o moim 'zauroczeniu'.
- To tak czy nie?
- No dobra, tak, ale nie powiem Wam tego tutaj,chodźcie - i pociągnęłam je w kierunku łazienki damskiej. Nie powinno nikogo tam być, wszyscy byli na stołówce. Stanęłyśmy przy umywalkach.
- Okropnie wyglądam - powiedziała Rachel patrząc w lustro, co było nie prawdą, była bardzo ładna.
- Wyglądasz ślicznie - uśmiechnęłam się do niej.
- Dobra, mów - powiedziała Grace.
- Ok, no więc, podoba mi się Justin. Jest taki słodki, ale ja się przy nim ośmieszyłam.
- Nie przejmuj się, na pewno się z ciebie nie śmiał - uspokoiła mnie Laurie.
Potem wyszłyśmy z łazienki i poszłyśmy na ostatnią lekcję, jaką był wf.
Tym razem obyło się bez mojej kompromitacji, nie miałam zamiaru strzelać goli, więc stanęłam na obronie i przynajmniej udawałam, że gram. Jestem beznadziejna i w ogóle mnie mam kondycji.
Po lekcjach, Grace podwiozła mnie do domu swoim Mini. Nie mieszkałam aż tak daleko szkoły, ale ona postanowiła mnie odwiedzić.
Zaprowadziłam ją do mojego pokoju, a sama poszłam po sok. Gdy go przyniosłam, dziewczyna siedziała na moim łóżku i rozglądała się po pokoju.
- Świetny pokój, a najlepszy jest ten kolaż - pokazała palcem na jedną ze ścian, która była oblepiona zdjęciami, pocztówkami i wycinkami z gazet, wszystko tworzyło całkiem niezłą całość.
- Wiesz, chciałam przyklejać tam tylko zdjęcia, ale potem doszło trochę innych pamiątek.
- Do której szkoły wcześniej chodziłaś? - zapytała, gdy zaczynało być między nami cicho.
- Do Grow High School, ale tylko przez rok, gdy dostałam możliwość chodzenia do waszej szkoły, od razu się zdecydowałam. Nic mnie tak nie trzymało - uśmiechnęłam się, a Grace cicho się zaśmiała.
- Nie miałaś przyjaciół? - zapytała, a ja lekko się zaśmiałam.
- Miałam tylko znajomych, byłam dość lubiana i pare razy miałam szanse chodzić ze szkolnymi przystojniakami, ale jakoś nie wychodziło, bo wiesz nie tylko wygląd się liczy. W każdym razie postanowiłam się lepiej uczyć i tak dalej...
- Rozumiem, publiczne szkoły takie są, co nie znaczy, że nasza się jakoś strasznie różni, jak na razie masz duże szczęście, ale radzę ci uważać. Te dwie, za przeproszeniem suki, potrafią nieźle na namieszać.
- Co zrobiły na przykład?
Nagle usłyszałam dźwięk smsa, podniosłam swoją komórkę i otworzyłam wiadomość.
Wyświetlił się filmik, na którym byłam ja, Grace, Rachel i Laurie. To była nasza rozmowa w łazience, kiedy wyznałam im, że podoba mi się Justin. Grace szybko spojrzała na wyświetlacz i zrobiła dziwną minę, na pewno była zdziwiona, bo przecież, w łazience miało nikogo nie być, i wkurzona, chyba wiedziała czyja to sprawka.
- Boże... - zdołałam powiedzieć tylko tyle.
- To na pewno one, nie raz robiły takie rzeczy, mogłam ci powiedzieć, mogłam być bardziej ostrożna... - zaczęła się obwiniać.
- To nie twoja wina - powiedziałam, ale w głębi obwiniałam siebie, co jeśli takiego smsa otrzymało więcej osób, wszyscy będą się ze mnie śmiać. Po mojej głowie chodziły przeróżne myśli.
- Spokojnie, to tylko krótka rozmowa, nie mówisz tam nic konkretnego, przecież Justin ma prawo ci się podobać, ale to co one zrobiły... One nie mają szacunku da czyjejś prywatności! Mogłam się czegoś spodziewać, bo były takie spokoje ostatnio.
- Przebiegłe żmije - powiedziałam.
- Jeżeli wyślą to komuś innemu, my zemścimy się 10 razy gorzej. Julie, nie przejmuj się tym, zniszczymy te żmije -powiedziała to tak pewnie, jakby była seryjnym mordercą.
- Mam tylko nadzieję, że nikt się o tym nie dowie, a już na pewno nie Justin, o Boże, a co jeśli?
Drugi rozdział :D Cieszę się, że już go napisałam, mimo że jest krótki. Nie mam zbyt wiele czasu, ponieważ muszę się uczyć. Moja mama nie jest zadowolona z moich ocen, ja też nie.
Jeżeli Wam się podoba, to komentujcie i polecajcie tego bloga. Dzięki z góry.
Niedługo dodam zdjęcia i opisy do zakładki bohaterowie i zrobię jakiś nagłówek.
Nauczyciel mówił o sprawach organizacyjnych, a ja wcale go nie słuchałam. Cały czas zerkałam na Justina, nie wiem dlaczego, ale zauroczył mnie. Pisał coś w zeszycie, był leworęczny. Co prawda widziałam tylko jego plecy i tył głowy, ale to mi zupełnie wystarczało. Nie pierwszy raz zauroczyłam się w kimś, zdarzyło się to parę razy, w końcu jestem nastolatką.
- Julie! - usłyszałam głos Grace.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz?
- Nie, sorry, znaczy ja się zamyśliłam.
- To o czym tak myślisz?
- Potem ci powiem, ok? - musiałam jej powiedzieć, ale to nie był odpowiedni moment na to.
- Ok - za to ją lubiłam, zawsze była dla mnie wyrozumiała, i mimo że krótko się znałyśmy, ona była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.
Potem szybko poszłyśmy w kierunku klasy biologicznej, dziewczyna ostrzegła mnie przed nauczycielką uczącą tego przedmiotu, podobno czepiała się każdego i wszystkiego.
Usiadłam w trzeciej ławce, jak na wszystkich lekcjach i czekałam cierpliwie na nauczycielkę. Nagle do klasy wszedł Justin i Jack, od razu przykuł moją uwagę, był taki spokojny. Usiadł tym razem w drugiej ławce, przede mną! Starałam się zachować spokój, lecz nie było to proste. W środku krzyczałam.
- Dzień dobry - powiedziała nauczycielka, wchodząc do klasy i zamykając drzwi - otwórzcie książki na stronie 54 - usiadła przy biurku. Przyjrzałam się jej dokładniej, miała ona blond włosy i niebieskie oczy ukryte za okularami. Miała około 50 lat, nie więcej.
-Hormony to związki chemiczne wytwarzane w gruczołach dokrewnych, które regulują pracę wszystkich narządów, wymieni ktoś nazwy wszystkich gruczołów? - zgłosiła się tylko Rachel.
- Przysadka, tarczyca, nadnercze, trzustka i jądro lub jajnik.
- Bardzo dobrze. Najważniejszą funkcję pełni przysadka, pobudza ona podziały komórek, dzięki czemu rośniemy. Przysadka wytwarza także hormony tropowe, które wpływają na pracę innych gruczołów.
Lekcja zdawała się być bardzo długą, cały czas słuchałam nauczycielki, z resztą jak reszta klasy.
Jednak reszta lekcji minęła bardzo szybko, i za nim się obejrzałam była już przerwa obiadowa, na której siedziałam z dziewczynami przy jednym stole.
- Jack cały czas się na ciebie gapi - powiedziałam Grace.
- Wiem, ale niech on zrobi pierwszy krok, ja nie będę się ośmieszać - stwierdziła.
- Słusznie - powiedziała Rachel.
- To oznacza, że on tobie też się podoba? - zapytałam, uśmiechając się.
- No... tak, chyba tak, ale nawet go nie znam. Rzadko z nim rozmawiam i w ogóle.
- Czyli chciałabyś być z nim? - dociekałam.
- Szczerze? Tak, to chyba normalne, że podoba mi się jakiś chłopak, ale myślę, że to on powinien zrobić pierwszy krok.
- Rozumiem, w końcu jesteś dziewczyną, ale co jeśli on nic z tym nie zrobi?
- Nic, znajdę sobie lepszego - zaśmiała się - mamy dopiero 17 lat, a chłopaki potrafią być niezłymi dupkami w tym wieku.
-Mądrze gadasz - stwierdziła Laurie.
- A ty już zauważyłaś kogoś, Julie? - zapytała Grace.
- Tak... znaczy nie do końca, nie - zaczęłam się denerwować i zastanawiać czy na pewno mówić im o moim 'zauroczeniu'.
- To tak czy nie?
- No dobra, tak, ale nie powiem Wam tego tutaj,chodźcie - i pociągnęłam je w kierunku łazienki damskiej. Nie powinno nikogo tam być, wszyscy byli na stołówce. Stanęłyśmy przy umywalkach.
- Okropnie wyglądam - powiedziała Rachel patrząc w lustro, co było nie prawdą, była bardzo ładna.
- Wyglądasz ślicznie - uśmiechnęłam się do niej.
- Dobra, mów - powiedziała Grace.
- Ok, no więc, podoba mi się Justin. Jest taki słodki, ale ja się przy nim ośmieszyłam.
- Nie przejmuj się, na pewno się z ciebie nie śmiał - uspokoiła mnie Laurie.
Potem wyszłyśmy z łazienki i poszłyśmy na ostatnią lekcję, jaką był wf.
Tym razem obyło się bez mojej kompromitacji, nie miałam zamiaru strzelać goli, więc stanęłam na obronie i przynajmniej udawałam, że gram. Jestem beznadziejna i w ogóle mnie mam kondycji.
Po lekcjach, Grace podwiozła mnie do domu swoim Mini. Nie mieszkałam aż tak daleko szkoły, ale ona postanowiła mnie odwiedzić.
Zaprowadziłam ją do mojego pokoju, a sama poszłam po sok. Gdy go przyniosłam, dziewczyna siedziała na moim łóżku i rozglądała się po pokoju.
- Świetny pokój, a najlepszy jest ten kolaż - pokazała palcem na jedną ze ścian, która była oblepiona zdjęciami, pocztówkami i wycinkami z gazet, wszystko tworzyło całkiem niezłą całość.
- Wiesz, chciałam przyklejać tam tylko zdjęcia, ale potem doszło trochę innych pamiątek.
- Do której szkoły wcześniej chodziłaś? - zapytała, gdy zaczynało być między nami cicho.
- Do Grow High School, ale tylko przez rok, gdy dostałam możliwość chodzenia do waszej szkoły, od razu się zdecydowałam. Nic mnie tak nie trzymało - uśmiechnęłam się, a Grace cicho się zaśmiała.
- Nie miałaś przyjaciół? - zapytała, a ja lekko się zaśmiałam.
- Miałam tylko znajomych, byłam dość lubiana i pare razy miałam szanse chodzić ze szkolnymi przystojniakami, ale jakoś nie wychodziło, bo wiesz nie tylko wygląd się liczy. W każdym razie postanowiłam się lepiej uczyć i tak dalej...
- Rozumiem, publiczne szkoły takie są, co nie znaczy, że nasza się jakoś strasznie różni, jak na razie masz duże szczęście, ale radzę ci uważać. Te dwie, za przeproszeniem suki, potrafią nieźle na namieszać.
- Co zrobiły na przykład?
Nagle usłyszałam dźwięk smsa, podniosłam swoją komórkę i otworzyłam wiadomość.
Wyświetlił się filmik, na którym byłam ja, Grace, Rachel i Laurie. To była nasza rozmowa w łazience, kiedy wyznałam im, że podoba mi się Justin. Grace szybko spojrzała na wyświetlacz i zrobiła dziwną minę, na pewno była zdziwiona, bo przecież, w łazience miało nikogo nie być, i wkurzona, chyba wiedziała czyja to sprawka.
- Boże... - zdołałam powiedzieć tylko tyle.
- To na pewno one, nie raz robiły takie rzeczy, mogłam ci powiedzieć, mogłam być bardziej ostrożna... - zaczęła się obwiniać.
- To nie twoja wina - powiedziałam, ale w głębi obwiniałam siebie, co jeśli takiego smsa otrzymało więcej osób, wszyscy będą się ze mnie śmiać. Po mojej głowie chodziły przeróżne myśli.
- Spokojnie, to tylko krótka rozmowa, nie mówisz tam nic konkretnego, przecież Justin ma prawo ci się podobać, ale to co one zrobiły... One nie mają szacunku da czyjejś prywatności! Mogłam się czegoś spodziewać, bo były takie spokoje ostatnio.
- Przebiegłe żmije - powiedziałam.
- Jeżeli wyślą to komuś innemu, my zemścimy się 10 razy gorzej. Julie, nie przejmuj się tym, zniszczymy te żmije -powiedziała to tak pewnie, jakby była seryjnym mordercą.
- Mam tylko nadzieję, że nikt się o tym nie dowie, a już na pewno nie Justin, o Boże, a co jeśli?
Drugi rozdział :D Cieszę się, że już go napisałam, mimo że jest krótki. Nie mam zbyt wiele czasu, ponieważ muszę się uczyć. Moja mama nie jest zadowolona z moich ocen, ja też nie.
Jeżeli Wam się podoba, to komentujcie i polecajcie tego bloga. Dzięki z góry.
Niedługo dodam zdjęcia i opisy do zakładki bohaterowie i zrobię jakiś nagłówek.
sobota, 5 kwietnia 2014
Rozdział 1 - Pierwszy dzień
Pierwsze dni w nowej szkole zawsze bywają trudne, ludzie starają się dowiedzieć kim jesteś i czy warto się z tobą zadawać. Aby zrobić dobre wrażenie trzeba być atrakcyjnym i towarzyskim, ja poniekąd taka jestem. W poprzedniej szkole byłam lubiana, ale postanowiłam się przenieść. To najlepsza szkoła w mieście i jedna z najlepszych w stanie. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Opuściłam gabinet dyrektora i od razu postanowiłam odnaleźć swoją szafkę. Szkoła była całkiem nowoczesna i zadbana, szafki były w dwóch barwach szkoły: zielonym i niebieskim. Musieliśmy tu nosić mundurki, które o dziwo były znośne. Mogliśmy zakładać własną koszulę, a do niej marynarkę lub sweter w logiem szkoły. Dziewczynom nie kazano nosić krawata, co jednak nie ominęło chłopców, którzy mieli obowiązek paradować w niebiesko-zielonym krawacie. Reszta stroju nie była jednak aż tak zła, dziewczyny mogły nosić ciemną spódnicę lub ciemne spodnie, nawet jeansy. Dozwalano także trampki, baleriny, cokolwiek aby nie było na obcasie i miało ciemny kolor. Musiałam przyznać, że takie mundurki mi odpowiadały.
Gdy znalazłam w końcu moją szafkę z numerem 123, wybrałam kod i otworzyłam, po czym zaczęłam wkładać do niej wszystkie moje książki i potrzebne rzeczy. Na drzwiczkach powiesiłam plan lekcji, a na koniec wyjęłam książkę do matematyki i segregator. Nagle usłyszałam dzwonek i wszystkie drzwi od klas się otworzyły. Na korytarzu było teraz pełno uczniów, ubranych niemal tak samo jak ja. Zaczęłam omijać każdego z osobna, aby dość do klasy. Jakimś cudem weszłam po schodach na pierwsze piętro i znalazłam klasę matematyczną. W klasie było już parę osób, więc usiadłam w wolnej trzeciej ławce. Czekałam na dźwięk oznajmujący początek lekcji. Do klasy wchodziło co raz więcej ludzi, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli, nikt nie gadał. Drzwi nagle się otworzyły i do klasy wszedł nauczyciel.
- Dzień dobry - przywitał się, po czym otrzymał odpowiedź - za nim zaczniemy lekcję, powinienem przedstawić wam nową uczennicę, chodź tutaj - popatrzył na mnie. Podeszłam do niego po czym przedstawiłam się całej klasie i znów wróciłam do ławki.
Nauczyciel dokładnie tłumaczył wszystkie równania i omawiał każdy szczegół, a wszyscy uważnie go słuchali. Notowałam wszystko i starałam się nie zerkać na innych. Nikogo nie znałam i byłam okropnie ciekawa kto jest w mojej klasie, wszyscy byli niewiarygodnie skupieni, co nigdy nie zdarzało się mojej starej szkole. Na przerwie podeszła do mnie, miło wyglądająca brunetka, nieco niższa ode mnie.
- Jestem Grace Holmes.
- Miło mi cię poznać - odpowiedziałam, była to z pewnością dziewczyna z mojej klasy.
- To co, podoba ci się ta szkoła? Mogę cię oprowadzić, czy coś - uśmiechnęła się, pokazując swoje białe zęby.
- Jak na razie jest ok, wszyscy zawsze są tu tak spokojni? W mojej starej szkole było pełno dziwnych ludzi i dziwnych sytuacji, ale nie mogłam narzekać.
- Ta szkoła niewiele się różni od tych publicznych, niedługo się dowiesz.
- Ale wszyscy na matmie byli tacy cisi.
- Bo wszyscy są w miarę inteligentni, aby zrozumieć to, że aby zdać egzaminy trzeba słuchać, oczywiście są wyjątki.
- Czyli macie tutaj tak zwane statusy quo?
- Wiesz, jedni są tu lubiani, inni mniej. Wszyscy są z dobrych domów, ale niektórzy mają ciut za duże ego.
- Coś czuję, że musisz opowiedzieć mi o każdym człowieku - zaśmiałam się.
- Na przerwie obiadowej, służę pomocą - zażartowała.
Udałyśmy się do klasy chemicznej, gdzie mogłam lepiej przyjrzeć się uczniom, gdyż stanowiska pracy były ustawione, tak że miałam na wszystkich widok. Siedziałam obok Grace. Obok nas siedział jakiś chłopak z czarnymi włosami i granatowymi oczyma, co jakiś czas zerkał z naszą stronę. Prawdopodobnie chciał lepiej przyjrzeć się nowej uczennicy, ale coś zdawało mi się, że był zakochany w Grace. Obok niego siedział ciemny blondyn, o brązowych oczach, ukrytych za okularami. Szturchnęłam koleżankę, po czym odwróciła się do mnie.
- Kto to?
- Ten czarnowłosy to Jack Meyer, a ten w okularach to Justin Bieber. Całkiem mili goście.
Następnie zaczęłam rozglądać się dalej.
- A ta blondynka i ta szatynka?
- Ach, to Amanda i Janelle. To te, z ciut przydużym ego, kiedyś były całkiem miłe, ale teraz tylko starają się przypodobać innym. Bywają wredne, więc lepiej na nie uważaj.
- A ci obok nich?
- To Charlie i Bobby.
- A ta brunetka i ruda?
- To jest Rachel, a ruda to Laurie, ale nie radzę mówić na nią ruda, jest całkiem miła, ale jak coś ją wkurzy to nie jest dobrze - zaśmiała się cicho.
Resztę lekcji wypytywałam ją o ludzi z klasy, a na przerwie obiadowej, jako, że byłam ciekawska, spytać ją o szczegóły. Jadłyśmy przy jednym stoliku z Rachel i Laurie, które były bardzo miłe dla mnie. Opowiadały o każdej osobie, jakby ją śledziły.
- Justin i Jack.
- Justin to chyba najbogatszy dzieciak w szkole, jego rodzice są cholernie bogaci, nawet na tle tych innych,którzy tu chodzą, a Jack to jego najlepszy przyjaciel, też bogaty dzieciak, ale to nie zmienia faktu, że są mili. Justin z tego co wiem, jest bardzo skromny i dość cichy, ma młodszą siostrę i brata, a Jack to rozgadany gość z ADHD. Wszyscy są się z nimi przyjaźnić, ale oni każdego i tak trzymają na dystans, są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, a reszta to przyjaciele i koledzy - tłumaczyła mi Laurie.
- Jeżeli chodzi o Amandę i Janelle hmm, są dziwne. Nie lubię ich - powiedziała Rachel.
Po przerwie obiadowej miałyśmy wf, oddzielnie od chłopaków. My grałyśmy w piłkę nożną, a oni w kosza.
Byłam beznadziejna, jak zwykle w sporcie, ale tym razem chciałam udowodni sobie, że nie jestem aż tak beznadziejna. Biegłam kopiąc piłkę w kierunku brami, na bramce stała niejaka Betty, wyminęłam pare obrończyń, co mnie bardzo usatysfakcjonowało. Jednak moje szczęście nie trwało długo, kopnęłam na mocno i piłka zamiast wpaść do bramki, wzbiła się w powietrze i poleciała waż do boiska do koszykówki.
Najgorsze, jednak było to, że trafiła ona prosto w twarz Justina Biebera, który właśnie robił dwutakt. Chłopak upadł, a jego okulary spadły na ziemię. Postanowiłam podbiec, aby sprawdzić czy nic mu nie zrobiłam i zabrać piłkę. Chłopak siedział na ziemi bez okularów, prawdopodobnie nic nie widząc. A te z kolei leżały obok złamane na dwie części.
- Przepraszam, nie potrafię grać i kopnęłam za mocno - próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Chłopaki i dziewczyny stali niedaleko, przyglądając się zdarzeniu.
- Nie ma sprawy, to tylko okulary - uśmiechnął się sztucznie, po czym wstał.
- Ale nic ci się nie stało? - zapytałam.
- Nie, tylko, że słabo widzę, ale sobie poradzę, nie raz złamałem okulary - zażartował.
- Okej, czyli wybaczasz mi?
- Tak.
Spaliłam się ze wstydu, jednak cieszyłam się, że mi wybaczył, nie każdy zareagowałby tak miło jak zrobił to Justin.
Ostatnią lekcją był angielski, siedziałam blisko dziewczyn.
- Justin, teraz ty - chłopak wstał trzymając w ręku pracę domową i zaczął czytać, a raczej próbował, gdyż mrużył oczy i czytał bardzo wolno, w końcu przyłożył kartkę bardzo blisko oczu i udało mu się dokończyć. Czułam się trochę dziwnie.
- Justin, a gdzie twoje okulary? Ty w ogóle coś widzisz? - zapytała nauczycielka.
- Złamały się i rozbiły, ale to był wypadek. I szczerze mówiąc jestem ślepy jak kret.
- No dobrze, siadaj.
Przez całą lekcje starałam się nie patrzeć na chłopaka, byłam zawstydzona, to przeze mnie nie miał okularów.
Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział. Zaczynam teraz swoje pierwsze opowiadanie tego typu i zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest ono najlepsze, ale mam nadzieję, że będę się rozwijać.
Jest to dość nietypowa historia, miałam bardzo dużo pomysłów i stworzyłam coś takiego.
Głównymi bohaterami będą Justin Bieber (w okularach), Julie Anderson, Grace Holmes i Jack Meyer. Wszyscy mają po 17 lat.
Gdy znalazłam w końcu moją szafkę z numerem 123, wybrałam kod i otworzyłam, po czym zaczęłam wkładać do niej wszystkie moje książki i potrzebne rzeczy. Na drzwiczkach powiesiłam plan lekcji, a na koniec wyjęłam książkę do matematyki i segregator. Nagle usłyszałam dzwonek i wszystkie drzwi od klas się otworzyły. Na korytarzu było teraz pełno uczniów, ubranych niemal tak samo jak ja. Zaczęłam omijać każdego z osobna, aby dość do klasy. Jakimś cudem weszłam po schodach na pierwsze piętro i znalazłam klasę matematyczną. W klasie było już parę osób, więc usiadłam w wolnej trzeciej ławce. Czekałam na dźwięk oznajmujący początek lekcji. Do klasy wchodziło co raz więcej ludzi, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli, nikt nie gadał. Drzwi nagle się otworzyły i do klasy wszedł nauczyciel.
- Dzień dobry - przywitał się, po czym otrzymał odpowiedź - za nim zaczniemy lekcję, powinienem przedstawić wam nową uczennicę, chodź tutaj - popatrzył na mnie. Podeszłam do niego po czym przedstawiłam się całej klasie i znów wróciłam do ławki.
Nauczyciel dokładnie tłumaczył wszystkie równania i omawiał każdy szczegół, a wszyscy uważnie go słuchali. Notowałam wszystko i starałam się nie zerkać na innych. Nikogo nie znałam i byłam okropnie ciekawa kto jest w mojej klasie, wszyscy byli niewiarygodnie skupieni, co nigdy nie zdarzało się mojej starej szkole. Na przerwie podeszła do mnie, miło wyglądająca brunetka, nieco niższa ode mnie.
- Jestem Grace Holmes.
- Miło mi cię poznać - odpowiedziałam, była to z pewnością dziewczyna z mojej klasy.
- To co, podoba ci się ta szkoła? Mogę cię oprowadzić, czy coś - uśmiechnęła się, pokazując swoje białe zęby.
- Jak na razie jest ok, wszyscy zawsze są tu tak spokojni? W mojej starej szkole było pełno dziwnych ludzi i dziwnych sytuacji, ale nie mogłam narzekać.
- Ta szkoła niewiele się różni od tych publicznych, niedługo się dowiesz.
- Ale wszyscy na matmie byli tacy cisi.
- Bo wszyscy są w miarę inteligentni, aby zrozumieć to, że aby zdać egzaminy trzeba słuchać, oczywiście są wyjątki.
- Czyli macie tutaj tak zwane statusy quo?
- Wiesz, jedni są tu lubiani, inni mniej. Wszyscy są z dobrych domów, ale niektórzy mają ciut za duże ego.
- Coś czuję, że musisz opowiedzieć mi o każdym człowieku - zaśmiałam się.
- Na przerwie obiadowej, służę pomocą - zażartowała.
Udałyśmy się do klasy chemicznej, gdzie mogłam lepiej przyjrzeć się uczniom, gdyż stanowiska pracy były ustawione, tak że miałam na wszystkich widok. Siedziałam obok Grace. Obok nas siedział jakiś chłopak z czarnymi włosami i granatowymi oczyma, co jakiś czas zerkał z naszą stronę. Prawdopodobnie chciał lepiej przyjrzeć się nowej uczennicy, ale coś zdawało mi się, że był zakochany w Grace. Obok niego siedział ciemny blondyn, o brązowych oczach, ukrytych za okularami. Szturchnęłam koleżankę, po czym odwróciła się do mnie.
- Kto to?
- Ten czarnowłosy to Jack Meyer, a ten w okularach to Justin Bieber. Całkiem mili goście.
Następnie zaczęłam rozglądać się dalej.
- A ta blondynka i ta szatynka?
- Ach, to Amanda i Janelle. To te, z ciut przydużym ego, kiedyś były całkiem miłe, ale teraz tylko starają się przypodobać innym. Bywają wredne, więc lepiej na nie uważaj.
- A ci obok nich?
- To Charlie i Bobby.
- A ta brunetka i ruda?
- To jest Rachel, a ruda to Laurie, ale nie radzę mówić na nią ruda, jest całkiem miła, ale jak coś ją wkurzy to nie jest dobrze - zaśmiała się cicho.
Resztę lekcji wypytywałam ją o ludzi z klasy, a na przerwie obiadowej, jako, że byłam ciekawska, spytać ją o szczegóły. Jadłyśmy przy jednym stoliku z Rachel i Laurie, które były bardzo miłe dla mnie. Opowiadały o każdej osobie, jakby ją śledziły.
- Justin i Jack.
- Justin to chyba najbogatszy dzieciak w szkole, jego rodzice są cholernie bogaci, nawet na tle tych innych,którzy tu chodzą, a Jack to jego najlepszy przyjaciel, też bogaty dzieciak, ale to nie zmienia faktu, że są mili. Justin z tego co wiem, jest bardzo skromny i dość cichy, ma młodszą siostrę i brata, a Jack to rozgadany gość z ADHD. Wszyscy są się z nimi przyjaźnić, ale oni każdego i tak trzymają na dystans, są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, a reszta to przyjaciele i koledzy - tłumaczyła mi Laurie.
- Jeżeli chodzi o Amandę i Janelle hmm, są dziwne. Nie lubię ich - powiedziała Rachel.
Po przerwie obiadowej miałyśmy wf, oddzielnie od chłopaków. My grałyśmy w piłkę nożną, a oni w kosza.
Byłam beznadziejna, jak zwykle w sporcie, ale tym razem chciałam udowodni sobie, że nie jestem aż tak beznadziejna. Biegłam kopiąc piłkę w kierunku brami, na bramce stała niejaka Betty, wyminęłam pare obrończyń, co mnie bardzo usatysfakcjonowało. Jednak moje szczęście nie trwało długo, kopnęłam na mocno i piłka zamiast wpaść do bramki, wzbiła się w powietrze i poleciała waż do boiska do koszykówki.
Najgorsze, jednak było to, że trafiła ona prosto w twarz Justina Biebera, który właśnie robił dwutakt. Chłopak upadł, a jego okulary spadły na ziemię. Postanowiłam podbiec, aby sprawdzić czy nic mu nie zrobiłam i zabrać piłkę. Chłopak siedział na ziemi bez okularów, prawdopodobnie nic nie widząc. A te z kolei leżały obok złamane na dwie części.
- Przepraszam, nie potrafię grać i kopnęłam za mocno - próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Chłopaki i dziewczyny stali niedaleko, przyglądając się zdarzeniu.
- Nie ma sprawy, to tylko okulary - uśmiechnął się sztucznie, po czym wstał.
- Ale nic ci się nie stało? - zapytałam.
- Nie, tylko, że słabo widzę, ale sobie poradzę, nie raz złamałem okulary - zażartował.
- Okej, czyli wybaczasz mi?
- Tak.
Spaliłam się ze wstydu, jednak cieszyłam się, że mi wybaczył, nie każdy zareagowałby tak miło jak zrobił to Justin.
Ostatnią lekcją był angielski, siedziałam blisko dziewczyn.
- Justin, teraz ty - chłopak wstał trzymając w ręku pracę domową i zaczął czytać, a raczej próbował, gdyż mrużył oczy i czytał bardzo wolno, w końcu przyłożył kartkę bardzo blisko oczu i udało mu się dokończyć. Czułam się trochę dziwnie.
- Justin, a gdzie twoje okulary? Ty w ogóle coś widzisz? - zapytała nauczycielka.
- Złamały się i rozbiły, ale to był wypadek. I szczerze mówiąc jestem ślepy jak kret.
- No dobrze, siadaj.
Przez całą lekcje starałam się nie patrzeć na chłopaka, byłam zawstydzona, to przeze mnie nie miał okularów.
Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział. Zaczynam teraz swoje pierwsze opowiadanie tego typu i zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest ono najlepsze, ale mam nadzieję, że będę się rozwijać.
Jest to dość nietypowa historia, miałam bardzo dużo pomysłów i stworzyłam coś takiego.
Głównymi bohaterami będą Justin Bieber (w okularach), Julie Anderson, Grace Holmes i Jack Meyer. Wszyscy mają po 17 lat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)