sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 1 - Pierwszy dzień

Pierwsze dni w nowej szkole zawsze bywają trudne, ludzie starają się dowiedzieć kim jesteś i czy warto się z tobą zadawać. Aby zrobić dobre wrażenie trzeba być atrakcyjnym i towarzyskim, ja poniekąd taka jestem. W poprzedniej szkole byłam lubiana, ale postanowiłam się przenieść. To najlepsza szkoła w mieście i jedna z najlepszych w stanie. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Opuściłam gabinet dyrektora i od razu postanowiłam odnaleźć swoją szafkę. Szkoła była całkiem nowoczesna i zadbana, szafki były w dwóch barwach szkoły: zielonym i niebieskim. Musieliśmy tu nosić mundurki, które o dziwo były znośne. Mogliśmy zakładać własną koszulę, a do niej marynarkę lub sweter w logiem szkoły. Dziewczynom nie kazano nosić krawata, co jednak nie ominęło chłopców, którzy mieli obowiązek paradować w niebiesko-zielonym krawacie. Reszta stroju nie była jednak aż tak zła, dziewczyny mogły nosić ciemną spódnicę lub ciemne spodnie, nawet jeansy. Dozwalano także trampki, baleriny, cokolwiek aby nie było na obcasie i miało ciemny kolor. Musiałam przyznać, że takie mundurki mi odpowiadały.
Gdy znalazłam w końcu moją szafkę z numerem 123, wybrałam kod i otworzyłam, po czym zaczęłam wkładać do niej wszystkie moje książki i potrzebne rzeczy. Na drzwiczkach powiesiłam plan lekcji, a na koniec wyjęłam książkę do matematyki i segregator. Nagle usłyszałam dzwonek i wszystkie drzwi od klas się otworzyły. Na korytarzu było teraz pełno uczniów, ubranych niemal tak samo jak ja. Zaczęłam omijać każdego z osobna, aby dość do klasy. Jakimś cudem weszłam po schodach na pierwsze piętro i znalazłam klasę matematyczną. W klasie było już parę osób, więc usiadłam w wolnej trzeciej ławce. Czekałam na dźwięk oznajmujący początek lekcji. Do klasy wchodziło co raz więcej ludzi, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli, nikt nie gadał. Drzwi nagle się otworzyły i do klasy wszedł nauczyciel.
- Dzień dobry - przywitał się, po czym otrzymał odpowiedź - za nim zaczniemy lekcję, powinienem przedstawić wam nową uczennicę, chodź tutaj - popatrzył na mnie. Podeszłam do niego po czym przedstawiłam się całej klasie i znów wróciłam do ławki.
Nauczyciel dokładnie tłumaczył wszystkie równania i omawiał każdy szczegół, a wszyscy uważnie go słuchali. Notowałam wszystko i starałam się nie zerkać na innych. Nikogo nie znałam i byłam okropnie ciekawa kto jest w mojej klasie, wszyscy byli niewiarygodnie skupieni, co nigdy nie zdarzało się mojej starej szkole. Na przerwie podeszła do mnie, miło wyglądająca brunetka, nieco niższa ode mnie.
- Jestem Grace Holmes.
- Miło mi cię poznać - odpowiedziałam, była to z pewnością dziewczyna z mojej klasy.
- To co, podoba ci się ta szkoła? Mogę cię oprowadzić, czy coś - uśmiechnęła się, pokazując swoje białe zęby.
- Jak na razie jest ok, wszyscy zawsze są tu tak spokojni? W mojej starej szkole było pełno dziwnych ludzi i dziwnych sytuacji, ale nie mogłam narzekać.
- Ta szkoła niewiele się różni od tych publicznych, niedługo się dowiesz.
- Ale wszyscy na matmie byli tacy cisi.
- Bo wszyscy są w miarę inteligentni, aby zrozumieć to, że aby zdać egzaminy trzeba słuchać, oczywiście są wyjątki.
- Czyli macie tutaj tak zwane statusy quo?
- Wiesz, jedni są tu lubiani, inni mniej. Wszyscy są z dobrych domów, ale niektórzy mają ciut za duże ego.
- Coś czuję, że musisz opowiedzieć mi o każdym człowieku - zaśmiałam się.
- Na przerwie obiadowej, służę pomocą - zażartowała.
Udałyśmy się do klasy chemicznej, gdzie mogłam lepiej przyjrzeć się uczniom, gdyż stanowiska pracy były  ustawione, tak że miałam na wszystkich widok. Siedziałam obok Grace. Obok nas siedział jakiś chłopak z czarnymi włosami i granatowymi oczyma, co jakiś czas zerkał z naszą stronę. Prawdopodobnie chciał lepiej przyjrzeć się nowej uczennicy, ale coś zdawało mi się, że był zakochany w Grace. Obok niego siedział ciemny blondyn, o brązowych oczach, ukrytych za okularami. Szturchnęłam koleżankę, po czym odwróciła się do mnie.
- Kto to?
- Ten czarnowłosy to Jack Meyer, a ten w okularach to Justin Bieber. Całkiem mili goście.
Następnie zaczęłam rozglądać się dalej.
- A ta blondynka i ta szatynka?
- Ach, to Amanda i Janelle. To te, z ciut przydużym ego, kiedyś były całkiem miłe, ale teraz tylko starają się przypodobać innym. Bywają wredne, więc lepiej na nie uważaj.
- A ci obok nich?
- To Charlie i Bobby.
- A ta brunetka i ruda?
- To jest Rachel, a ruda to Laurie, ale nie radzę mówić na nią ruda, jest całkiem miła, ale jak coś ją wkurzy to nie jest dobrze - zaśmiała się cicho.
Resztę lekcji wypytywałam ją o ludzi z klasy, a na przerwie obiadowej, jako, że byłam ciekawska, spytać ją o szczegóły. Jadłyśmy przy jednym stoliku z Rachel i Laurie, które były bardzo miłe dla mnie. Opowiadały o każdej osobie, jakby ją śledziły.
- Justin i Jack.
- Justin to chyba najbogatszy dzieciak w szkole, jego rodzice są cholernie bogaci, nawet na tle tych innych,którzy tu chodzą, a Jack to jego najlepszy przyjaciel, też bogaty dzieciak, ale to nie zmienia faktu, że są mili. Justin z tego co wiem, jest bardzo skromny i dość cichy, ma młodszą siostrę i brata, a Jack to rozgadany gość z ADHD. Wszyscy są się z nimi przyjaźnić, ale oni każdego i tak trzymają na dystans, są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, a reszta to przyjaciele i koledzy - tłumaczyła mi Laurie.
- Jeżeli chodzi o Amandę i Janelle hmm, są dziwne. Nie lubię ich - powiedziała Rachel.
Po przerwie obiadowej miałyśmy wf, oddzielnie od chłopaków. My grałyśmy w piłkę nożną, a oni w kosza.
Byłam beznadziejna, jak zwykle w sporcie, ale tym razem chciałam udowodni sobie, że nie jestem aż tak beznadziejna. Biegłam kopiąc piłkę w kierunku brami, na bramce stała niejaka Betty, wyminęłam pare obrończyń, co mnie bardzo usatysfakcjonowało. Jednak moje szczęście nie trwało długo, kopnęłam na mocno i piłka zamiast wpaść do bramki, wzbiła się w powietrze i poleciała waż do boiska do koszykówki.
Najgorsze, jednak było to, że trafiła ona prosto w twarz Justina Biebera, który właśnie robił dwutakt. Chłopak upadł, a jego okulary spadły na ziemię. Postanowiłam podbiec, aby sprawdzić czy nic mu nie zrobiłam i zabrać piłkę. Chłopak siedział na ziemi bez okularów, prawdopodobnie nic nie widząc. A te z kolei leżały obok złamane na dwie części.
- Przepraszam, nie potrafię grać i kopnęłam za mocno - próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Chłopaki i dziewczyny stali niedaleko, przyglądając się zdarzeniu.
- Nie ma sprawy, to tylko okulary - uśmiechnął się sztucznie, po czym wstał.
- Ale nic ci się nie stało? - zapytałam.
- Nie, tylko, że słabo widzę, ale sobie poradzę, nie raz złamałem okulary - zażartował.
- Okej, czyli wybaczasz mi?
- Tak.
Spaliłam się ze wstydu, jednak cieszyłam się, że mi wybaczył, nie każdy zareagowałby tak miło jak zrobił to Justin.
Ostatnią lekcją był angielski, siedziałam blisko dziewczyn.
- Justin, teraz ty - chłopak wstał trzymając w ręku pracę domową i zaczął czytać, a raczej próbował, gdyż mrużył oczy i czytał bardzo wolno, w końcu przyłożył kartkę bardzo blisko oczu i udało mu się dokończyć. Czułam się trochę dziwnie.
- Justin, a gdzie twoje okulary? Ty w ogóle coś widzisz? - zapytała nauczycielka.
- Złamały się i rozbiły, ale to był wypadek. I szczerze mówiąc jestem ślepy jak kret.
- No dobrze, siadaj.
Przez całą lekcje starałam się nie patrzeć na chłopaka, byłam zawstydzona, to przeze mnie nie miał okularów.


Mam nadzieję, że podoba Wam się ten rozdział. Zaczynam teraz swoje pierwsze opowiadanie tego typu i zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest ono najlepsze, ale mam nadzieję, że będę się rozwijać. 
Jest to dość nietypowa historia, miałam bardzo dużo pomysłów i stworzyłam coś takiego. 
Głównymi bohaterami będą Justin Bieber (w okularach), Julie Anderson, Grace Holmes i Jack Meyer. Wszyscy mają po 17 lat.

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny początek ♥ Strasznie mi się podoba ....dodawaj szybko następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest super! Szczerze mogę to porównać do Dangera czy When Evil Takes Over (:

    OdpowiedzUsuń